POLSKO I ZGODNIE Z TRADYCJĄ – czyli historia Apolonii
Ponad 400 lat upłynęło od pierwszej próby opracowania polskiej czcionki narodowej. W 1594 roku podjął się tego zadania Jan Januszowski, drukarz z Krakowa, czego efektem był krój „Nowy Karakter Polski”. Druga historyczna próba miała miejsce dopiero w 1928 roku z inicjatywy Adama Półtawskiego. Żaden z tych projektów nie pozostał jednak w powszechnym użyciu współcześnie. Choć w Polsce projektuje się coraz więcej krojów pism, to na co dzień posługujemy się najczęściej obcymi krojami pisma tylko adaptowanymi do naszego języka, często z błędami, niezgodnie z tradycją polszczyzny. W systemach operacyjnych naszych komputerów nie znajdziemy żadnych polskich fontów – czyli cyfrowych czcionek.
„Nowy Karakter Polski” z 1594 r. autorstwa Jana Januszowskiego, drukarza krakowskiego.
Łacina nie wystarczy
Czy musimy wymyślać specjalną czcionkę dla języka polskiego, kiedy w każdym komputerze osobistym mamy do wyboru kilkadziesiąt fontów? Każdy język jest inny i nawet, jeśli korzysta z alfabetu łacińskiego, to układa jego litery w system kodu o odmiennej konstrukcji. Różnice dotyczą między innymi ilości oraz kolejności występowania poszczególnych znaków. Dochodzą także litery własne, i znaki diakrytyczne w postaci kropek, kresek i ogonków. Język mówiony determinuje język pisany. Jeśli dany naród posługuje się literą łacińską, to najczęściej musi pierwotny zestaw 23 znaków rozszerzyć i dostosować do swej fonetyki za pomocą znaków diakrytycznych, zmieniających brzmienie liter. Im dany język jest od łaciny odleglejszy, tym bardziej trzeba dostosować, dopracować do niego także formę czcionki. Jeśli spojrzeć na proces pisowni w ten sposób, to przypomina on konstruowanie nowego budynku z elementów dawnej, łacińskiej budowli. Język jest jak mechanizm zegarka, w którym wszystkie elementy muszą do siebie pasować, aby działał jak najlepiej. Czcionki są właśnie takimi trybikami języka. Oczywiście większość czcionek umożliwi nam przeczytanie tekstu, różny będzie jednak komfort wizualny takiej lektury oraz wpływ na nasz wzrok.. Czytamy na co dzień, nie zawsze nawet sobie to uświadamiając, więc temat czcionek – choć pośrednio – dotyczy nas wszystkich. To jeden z głównych argumentów za tworzeniem narodowych krojów pism.
Większość narodów Europy opracowała swoje własne czcionki już kilkaset lat temu. Włosi mają krój „Bodoni” (1798) i słynne renesansowe czcionki weneckie, Francuzi piszą „Garamondem” (ok. 1560), Niemcy mieli szwabachę, która bywa określana „gotykiem”. Obecnie w Niemczech projektuje się specjalne kroje pism nawet dla miast, lotnisk i dworców, a Bundestag ma własną oficjalną czcionkę „Demos”. Dla języka angielskiego opracowano m. in. czcionkę „Baskerville” (1757) i słynny „Times New Roman” (1931). Czesi stworzyli kilka krojów pism na potrzeby własnej pisowni, na przykład „Tusar”.
Kreska zamiast ogonka
Dlaczego w przeszłości zarzucono w Polsce prace nad własną czcionką? Ten fakt dziwił wielu ludzi na przestrzeni wieków. Przeglądając starodruki polskie, natkniemy się na wiele tekstów, których autorzy piętnują brak narodowej polskiej czcionki, podając jednocześnie liczne przykłady krajów, które już o własne kroje zadbały. Między innymi wspomniany już Jan Januszowski pisał w 1594 roku:
„Karakter mówię Polski własny nie Niemiecki. Bo ieśliż ięzyki Żydowski, Grecki, Łaciński, Włoski, Francuski, Niemiecki, maią w swym pisaniu karaktery swe własne różne od drugich: Polski czemuby mieć nie miał?”
Przyczyna leży najprawdopodobniej we wczesnym dość imporcie czcionek zagranicznych, których wiele używaliśmy już z końcem XVI wieku. Co więcej, w znaczący sposób wpłynęły one na kształtowanie się polskiej pisowni. Mając gotowe zestawy liter łacińskich zaprzestano bowiem rozpoczętych prac nad osobnymi znakami oddającymi brzmienie polskich głosek takich jak cz, sz, rz, które proponował Januszowski we współpracy z Janem Kochanowskim. Nawet pozornie polskie ogonki liter „ą” i „ę” są zapożyczeniem z łacińskiego „e – caudata”. My sami zapisywaliśmy te znaki jeszcze w XV wieku jako „a” i „e” z prostą kreską taką, jak w polskiej literze ł.
Polskie „ą” i „ę” z kreską zamiast ogonka z „Biblii Leopolity” z 1561 roku – pierwszego polskiego przekładu Biblii dokonanego przez księdza Jana Kasprowicza-Nicza ze Lwowa. Nie widnieje jeszcze litera „ó”, ani „j”, którą wprowadzono dopiero w XIX wieku. Druk wykonano tzw. frakturą tuerdanką inspirowaną odręcznym pismem mnichów ze skryptorium w Tours we Francji. Fot. autor, zbiory Muzeum Ziemi Prudnickiej w Prudniku
Jeszcze wcześniej literę „ą” zastępowało przekreślone skośnie „o”, co wyjaśnia przyczynę jego brzmienia bliższą „oł” niż „ał”. W „Ortografii polskiej” Stanisława Murzynowskiego z 1551 roku odnajdujemy także kropki dodawane nad większością liter dla oddania akcentu wymowy. W szczytowych momentach nasz alfabet zawierał nawet 58 liter. Współcześnie pozostało ich 32. Redukcja wynika z historycznych zmian w fonetyce. Obecnie jesteśmy jedynym narodem słowiańskim używającym jeszcze liter „ą” i „ę”, choć przypuszcza się, że mogą także zniknąć już nawet za kilkadziesiąt lat. Przyczyną mogą być wszechotaczające nas urządzenia z klawiaturami nie zawierającymi tych znaków. Jeśli ktoś ma zadbać o tradycję naszego języka, to powinniśmy to być my sami.
W pierwszej drukowanej ortografii języka polskiego autorstwa Stanisława Zaborowskiego z 1518
roku widnieją dodatkowe znaki diakrytyczne, a także znak alfa sugerowany również przez Jana
Kochanowskiego. Fot. autor, zbiory Biblioteki Jagiellońskiej.
Usłyszeć literę, zobaczyć rytm
Tekst w języku angielskim wygląda znacznie lepiej i czytelniej niż tekst polski pisany tym samym krojem pisma, na przykład „Times New Roman”. Zastanówmy się, dlaczego tak się dzieje. Chodzi o różnice w samej konstrukcji języka. Krój pisma, który świetnie sprawdza się w języku angielskim, znacznie gorzej funkcjonuje w języku polskim, a zakłócony wygląd i czytelność są szkodliwe dla wzroku i utrudniają zrozumienie tekstu. Proszę przeczytać to zdanie do końca, po czym wrócić na jego początek i przyjrzeć się literom, jako znakom o różnych formach, wysokościach i zakończeniach. Zazwyczaj nie czytamy w ten sposób, gdyż nasze oczy rejestrują kształty całych wyrazów. Aby proces czytania przebiegał poprawnie i szybko, litery powinny budować przejrzystą strukturę każdego słowa. Dlatego istotne są proporcje ogólne znaków oraz ich charakterystyczne elementy, między innymi znaki diakrytyczne. Drugim zagadnieniem jest rytm tekstu, który „wybijają” przede wszystkim pionowe elementy liter, nieco na wzór podkładu kolejowego. Im rytm równiejszy, tym „jazda” bardziej komfortowa. Rytm może być zaburzony przez nadmierne zagęszczenia, lub dziury, czyli „światła” międzyliterowe. W języku polskim licznie występują kłopotliwe wizualnie zestawienia liter parach, takie jak „ch”, „cz”, „sz”, „ry”, „rz”. Spotykające się ze sobą końcówki liter w kontraście do przestrzeni pomiędzy nimi zakłócają obraz słowa. Kiedy zbadamy częstotliwość występowania poszczególnych liter w języku polskim, okaże się, że zaraz po okrągłych literach „a”, „o”, „d” prym wiodą oparte na skosach „z”, „w”, „y”, „k”. To ostre zderzenie całkowicie odmiennych form działa niestety na niekorzyść wizualnej strony naszego języka. Pewne polskie konfiguracje liter nie występują w innych językach często lub wcale. Siłą rzeczy takie zestawienia nie były uwzględniane w projektach zagranicznych czcionek. Kiedy używamy takich krojów do zapisu polskiego, pojawiają się kłopoty z wyglądem i czytelnością tekstu. Te obserwacje były punktem wyjścia do rozpoczęcia prac nad Apolonią – krojem pisma dla wszystkich Polaków i nie tylko.
Kaligrafia pomaga zrozumieć zasady konstrukcyjne liter. Często stoi także u początku drogi poszukiwania pomysłu na nowy krój pisma. Kaligrafia autora.
Narodziny Apolonii
Zaczęło się od pięcioletnich badań historii litery łacińskiej na terenie Europy. W sercu Rzymu, na Forum Romanum, gdzie znajduje się kolumna Trajana, w której podstawę wmurowano w 113 roku tablicę z tekstem łacińskim wykutym przy użyciu litery zwanej kapitałą. Stała się ona inspiracją dla majuskuł, czyli dużych liter Apolonii, gdyż to właśnie od rzymskiego pisma zaczynają się te znaki.
Tablica z kolumny Trajana na Forum Romanum jest wzorcem proporcji litery klasycznej.
Kapitała monumentalna z tablicy z 2 wieku. Fot. autor, Muzeum Epigraficzne w Rzymie.
Do dzisiaj znaki te pozostają wzorcem proporcji i zasad konstrukcyjnych alfabetu łacińskiego. Została w nich zastosowana reguła tzw. złotego podziału – proporcji 3 do 5 (lub ściśle matematycznie 1 do 0,618), która przejawia się we wszystkich organizmach żywych na Ziemi. Znana także z geometrycznego ciągu Fibonacci’ego. Jako proporcja harmonijna i przyjemna dla naszego oka została użyta w Apolonii, która sięga również do tradycji minuskuły karolińskiej z VIII wieku. Pismo to, powstałe za czasów panowania Karola Wielkiego stoi u podstaw współcześnie używanych „małych” liter, czyli minuskuły.
Dalsze badania, trwające 3 lata, skupiły się na historii języka polskiego. Szczególnie ważne było to, kiedy pojawiły się i jak wyglądały pierwsze typowo polskie litery. Okazało się, że forma graficzna polskich znaków diakrytycznych – „ogonków” i kresek nad literami – nigdy nie została jednolicie określona i zależała raczej od inwencji autorów, a z czasem wyłoniła się w ramach tradycji. Rady i „deputacye” języka polskiego skupiały się przez wieki na wymowie i pisowni, zapominając o samej formie litery. Przegląd ponad 100 starodruków z różnych wieków i stron Polski umożliwił porównanie najczęściej występujących form polskich liter i znaków diakrytycznych. Ta średnia posłużyła do określenia ich w kroju „Apolonia” – między innymi skosy kresek nad ć, ó, ń, ś, ź.
Praca rozpoczęła się od ręcznego rysowania poszczególnych liter w wielkości około dwudziestu
centymetrów każda. Początkowo istniało kilka wersji dla każdego znaku.
Rysowanie litery „g” i wypełnianie czarną temperą.
Sam ogonek małej litery „a” posiadał kilkanaście wcieleń. Następnym krokiem jest skanowanie litery i wprowadzenie do komputera. I tutaj praca współczesnego typografa zaczyna przypominać pracę matematyka-programisty. Każda litera jest zamieniana na zbiór krzywych Béziera. Za pomocą wektorów trzeba tak określić parametry konturu, aby nadać literze harmonijny bieg łuków i formy zakończeń, czyli szeryfów. Praca odbywa się w skali tysięcznych części milimetra. Dzięki temu możliwe będzie powiększanie litery nawet do jednego metra bez utraty jakości. Jednocześnie należy przewidzieć, co stanie się z literą, kiedy będzie bardzo mała – tekst, który właśnie Państwo czytają ma średnio niecałe 1,5 mm wysokości! Zdjęcia mikroskopowe pokazują, jak wiele szczegółów czcionki ginie w druku. Znaczenie ma też faktura, gramatura i odcień papieru.
Badanie wpływu techniki druku na formę litery.
Do badania wybrano literę a z kroju Times New Roman drukowaną
w stopniu 11 pkt. w różnych technikach. Próbki sfotografowano
z użyciem mikroskopu. Fot. Tomasz Wełna
1 Oryginalny glif z fontu Times New Roman, Monotype, 1990 r.
2 Druk wypukły, czcionka z drukarni U.J., 1963 r.
3 Drukarka atramentowa, druk CMYK, 1200 x 4800 dpi
4 Drukarka atramentowa, druk czernią, 1200 x 1200 dpi
5 Drukarka laserowa, druk czernią, 2400 dpi
6
Druk offsetowy na papierze kredowym
7 Druk offsetowy na papierze offsetowym 90 g/m2
Najczęściej popełnianym błędem jest powszechne dziś drukowanie kroju „Times New Roman” na współczesnym, „nieznośnie” białym papierze. Krój ten powstał bowiem w 1931 roku do druku gazety „The Times”, specjalnie dla jej kremowego papieru bez chlorowych wybielaczy. Na śnieżnej bieli litery kłują w oczy zbytnim kontrastem i po chwili lektury męczą nasz wzrok. Dlatego Apolonia ma konstrukcję lżejszą, o cieńszych elementach i mniejszym kontraście, jest jaśniejsza. Dzięki temu drukowana nawet na śnieżnobiałym, kredowym papierze nie nadwyręża wzroku.
Poniższe ilustracje pokazują jak zasady pisowni łacińskiej i polskiej zespalają się w Apolonii, aby dać obraz możliwie najbardziej konsekwentny i zgodny z tradycją. Autor wykorzystał wiedzę zdobytą zarówno w czasie własnych badań w kraju i za granicą, jak i 90-letnie doświadczenie Pracowni Liternictwa ASP w Krakowie, w której miał przyjemność studiować i pracować.
Ligatury – czyli połączenia dwóch lub więcej liter w jeden znak – pomagają w kroju Apolonia w rozwiązaniu trudnych sytuacji ortograficznych wynikających ze specyfiki naszego języka.
Wszystkie litery i znaki drukarskie wprowadza się do programu do edycji cyfrowych czcionek, czyli fontów (nazwa niestety słabo u nas znana ze względu na błędne tłumaczenie w systemach operacyjnych. Znajdujemy tam słowo „czcionka”, które w rzeczywistości oznacza tylko metalową lub drewnianą kostkę drukarską do odbijania w technice druku wypukłego). Wtedy okazuje się, że to, co narysowaliśmy na początku a później widzimy na wydruku jest zupełnie osobną historią, niż to, co widzimy na ekranie komputera w „Wordzie” czy „Writerze”. Chodzi o zamianę litery na mozaikę zaledwie kilkunastu pikseli. Kiedy jakiś z nich nieoczekiwanie wypadnie w miejscu, którego byśmy sobie nie życzyli, litera nagle wygląda na pozornie krzywą lub zbyt wąską. Projektant musi „wytłumaczyć” programowi, z jakich pikseli ma składać się każdy znak w każdej wielkości, co nosi nazwę hintingu.
1 Font Apolonia w postaci wektorowej
2 Programowanie hintingu, czyli obrazu litery na ekranie
3 Font Apolonia jako piksele na ekranie – obraz litery „a” w stopniu 14 pkt.
Na koniec pozostaje jeszcze zaprogramować kerning – czyli odległości pomiędzy wszystkimi kilkuset znakami fontu, co daje kilkadziesiąt tysięcy kombinacji. Szczególnie ważne są tutaj sąsiedztwa typowe dla danego języka. I tutaj pojawia się najczęstszy kłopot z fontami zagranicznymi, które nie rzadko dobrze określają odstępy między literami typowo polskimi.
I tak oto, kiedy już wszystko gotowe, krój pisma zamienia się w mały, lecz pojemny program fontu, w którym zakodowane są wszystkie informacje niezbędne do tego, aby teksty pisać, drukować, czytać lub wyświetlać na różnych ekranach. Od tego, na ile przemyślany był proces powstawania, zależeć będzie nie tylko komfort odbioru i zrozumienie tekstu, ale także zdrowie naszych oczu. Sama litera zaś pozostaje często skromna i niezauważalna, lecz taka jej natura. Słowami Beatrice Warde można powiedzieć, że dobra czcionka przypomina kryształowe naczynie, które sprawia, że zawartość staje się ważniejsza od pojemnika. Spróbujmy jednak czasem nie tylko czytać, lecz także widzieć litery i wybierać te, które najlepiej przekażą nasze myśli i słowa.